Miniony weekend zapamiętamy do końca życia. Ba, my wciąż nim żyjemy, a uśmiechy nie schodzą z naszych twarzy. Wszystko za sprawą wizyty Valerjan Romanovski, który przyjął nasze zaproszenie i postanowił nam pokazać, co to znaczy NAPRAWDĘ morsować.
Valerjan jest wielkim miłośnikiem kolarstwa i prawdziwym pogromcą mrozu. Połączenie tych dwóch pasji pozwoliło mu zostać wielokrotnym rekordzistą Guinnessa. To on przebywał 50 dni na zamarzniętych rzekach w Finlandii bez zewnętrznych źródeł ciepła, przejechał 400 km w Jakucji przy temperaturach -60°C, gdzie również ogrzewał się tylko ciepłem własnego ciała, przez 24 h jechał na rowerze stacjonarnym przy różnicy temperatur 240°C…. To tylko niektóre osiągnięcia, a już niedługo Valerjan podejmie próbę pobicia kolejnego rekordu (więcej szczegółów już wkrótce ;)).
Takie wyzwania wymagają wielu treningów, więc zanim nasz gość przeprowadził dla nas szkolenie, sam postanowił potrenować. I tak na wyspie lodu i ognia, gdzieś w Hafnarfjörður, w drewnianej skrzyni wykonanej specjalnie przez TME Gluggar (jeszcze raz dziękujemy) nasz mistrz spędził prawie godzinę zasypany od stóp po szyję lodem. Możecie sobie wyobrazić konsternację lokalnych mieszkańców i oczywiście naszą! Takich wyczynów nie ogląda się codziennie. Byliśmy zaciekawieni, podekscytowani i mieliśmy wrażenie, że nasz gość jest z innej planety. Z planety, na którą wszyscy Zimnolubni parę godzin później również postanowili się udać…
Wiedza i doświadczenie Valerjana wręcz onieśmielają, więc nie mogliśmy się doczekać wykładu, który dla nas przygotował. „Prowadzimy szereg warsztatów w całej Polsce, tym razem przyszedł czas na Islandię. Zaskoczyła mnie ta publiczność, która słuchała wykładu, naprawdę widziałem w tych spojrzeniach, że pragniecie tej wiedzy, pragniecie korzystać z tego doświadczenia, które mam, które zdobyłem przez ostatnie 10 lat. Od razu po wykładzie mieliśmy ćwiczenie w wodzie z lodem, więc po takiej pigułce dostarczonej wiedzy, zachowanie tych osób było już zupełnie inne podczas ćwiczeń. Mieliśmy również możliwość wprowadzić w stan hipotermii jedną z najbardziej doświadczonych osób, później ją z tego stanu wyprowadzić, żeby pokazać, jak wygląda człowiek, który jest intensywnie wychłodzony i w jaki sposób możemy pomóc takiej osobie” – mówi Valerjan.
Wybór padł na Dominika, który podjął się wyzwania z wielką ekscytacją. Nasz śmiałek położył się w wannie wypełnionej lodem, a celem było wychłodzenie jego ciała do 35°C, co regularnie było sprawdzane specjalnym dousznym termometrem. Patrzyliśmy na to z dużym zaciekawieniem, ale też niepokojem. Valerjan kontrolował całą sytuację, tłumaczył nam, jakie procesy zachodzą w ciele Dominika i oczywiście nadzorował samopoczucie naszego Zimnolubnego. Jak wspomina to doświadczenie nasz śmiałek? –„Nie bałem się, byłem bardzo podekscytowany tym wszystkim i zaskoczony, że Valerjan mnie wybrał. Chciałem sprawdzić możliwości własnego ciała. Pamiętam, że trzy pierwsze minuty były dla mnie najgorsze, momentami bardzo się trząsłem, a najtrudniejsze było wyjście z wody, więc potrzebowałem pomocy. Cieszę się, że na moim przykładzie cała grupa mogła też nauczyć się i zobaczyć, w jaki sposób człowiek wchodzi w hipotermię i jak z niej bezpiecznie wyjść. To doświadczenie otworzyło mi umysł, mam całkowicie nowe spojrzenie na morsowanie i nie tylko. Teraz jeszcze bardziej chcę poznawać swój organizm, wychodzić naprzeciw nowym wyzwaniom i pogłębiać wiedzę na temat świadomej ekspozycji na zimno”.
Dominik nieoficjalnie pobił rekord Islandii w długości przebywania w wodzie z lodem. No cóż, skoro Zimnolubni mają takie predyspozycje, chyba musimy się zmobilizować i zacząć brać udział w jakichś zawodach. Przyszedł czas na wyciągnięcie śmiałka z wody. Valerjan pokazywał nam, jak należy postępować, jakie reakcje będą występować.
„Mając taką wiedzę, jesteśmy bardziej pewni w naszych działaniach, nie obawiamy się pewnych sytuacji, których nie znamy i jesteśmy w stanie sobie poradzić w każdej sytuacji, rozpoznać ten stan i odpowiednio tej osobie pomóc. To jest doświadczenie bezcenne, którego nie da się wyczytać w książkach, dlatego każdy powinien to przeżyć na własnej skórze. Ten odbiór wiedzy prowadzonej w taki sposób jest bardziej wydajny, bardziej skuteczny. W każdej książce przeczytamy, że człowiek zachowuje się w określony sposób i występują konkretne reakcje. Co przeczytamy, zapomnimy, a przeżycie pozwala nam to pamiętać już na całe życie. Każda osoba powinna sprawdzić na sobie dane stany, żeby mogła obcować z zimnem w sposób bezpieczny, żeby sobie nie zrobić krzywdy, bo bezpieczeństwo zawsze stawiamy na pierwszym miejscu” – mówi Valerjan.
No dobrze, dobrze, a co z pozostałymi Zimnolubnymi? Niektórzy po tym widoku byli pełni obaw, inni wręcz przeciwnie – nie mogli doczekać się kąpieli w wodzie z lodem. Oczywiście było to zanurzenie kilkuminutowe, ale bardzo dynamiczne. Zimnolubni wylewali na siebie wiaderka z zimną wodą, a potem wchodzili do lodowych wanien (dziękujemy firmie MG flisalagnir ehf która była głównym sponsorem tego wydarzenia oraz firmie Hafið Fiskverslun za dostarczenie odpowiedniego sprzętu i lodu). Gdyby ktoś jakimś cudem zapomniał o wiaderku, Valerjan chętnie służył pomocą. Tak szczerze, to On to wręcz uwielbia. Nasi Zimnolubni nie wiedzieli, z jakiej strony i kiedy nastąpi atak, ale czuli, że to ich czeka. – „Bałem się troszkę tego momentu, bo wiedziałem, że nastąpi, ale to wbrew pozorom nie było tak straszne, jak się wydawało. Teraz czuję się rewelacyjnie. Samemu ciężko będzie mi się zmotywować ale z grupą na pewno to powtórzę” – mówi Zimnolubny Szymon.
Zimnolubna Daria wręcz nie chciała wychodzić z wody. – „Chciałam w wodzie spędzić jeszcze więcej czasu. To było dla mnie nowe doświadczenie i mogłam w jakimś stopniu sprawdzić możliwość mojego organizmu” – mówi nasza ice woman.
„Te wiaderka były zaskakujące, ale bardzo przyjemne, wywoływały u nas raczej uśmiech. Chcę to czym prędzej powtórzyć. Pierwszy raz moczyłam dzisiaj głowę – trzy albo cztery razy i to było niezwykłe” – mówi Zimnolubna Gosia.
Było niezwykłe, jak cały ten dzień i cała nasza przygoda z Valerjanem. Oczywiście nie myślcie, że to koniec przygód z tej wizyty. Ciąg dalszy nastąpi. Tego dnia każdy z nas był zwycięzcą – pokonaliśmy własne słabości, wspieraliśmy się w tym trudnym aczkolwiek ekscytującym doświadczeniu. Valerjan często powtarza, że możemy więcej niż nam się wydaje i wiecie co? Ma rację!
Fot: Małgosia Żaczek